Jest trudnym zawodnikiem, walka z nim jest niełatwa i uciążliwa. Od kilku lat prowadzimy z nim prawdziwą bitwę. Mowa o… barszczu Sosnowskiego.
W 2012 roku rozpoczęliśmy pierwsze działania zwalczające tę roślinę. Parzy, powoduje problemy z układem oddychania i krążenia, jest zagrożeniem dla naszego zdrowia, a w skrajnych przypadkach – życia. W latach siedemdziesiątych sądzono, że będzie idealnym surowcem na paszę dla zwierząt. Nie była, a problem pozostał. Rozrasta się do kilku metrów wzwyż, a z jednego kwiatostanu może wydać do 40 tysięcy nasion. Niesione z wiatrem, roznoszone przez ptaki, może rosnąć niemal wszędzie. Tak właśnie było w naszej gminie. Było, bo znaczna część połaci została już zlikwidowana. O historii tej niełatwej walki rozmawiamy z Krzysztofem Sengerem, prezesem Spółdzielni Socjalnej „Razem” w Kępicach, która była bezpośrednio odpowiedzialna za te działania.
– Wróćmy zatem do początku. Przez wiele lat w Polsce nie dostrzegano problemu z barszczem Sosnowskiego. Dopiero kilkanaście lat temu, zaczęto zwracać uwagę na jego szkodliwe oddziaływania na ludzi, ale także na inną roślinność. Kiedy Gmina Kępice problem zidentyfikowała i podjęła realne działania?
– Walka z barszczem Sosnowskiego w naszej gminie rozpoczęła się w 2012 roku. Zaczęliśmy w tym czasie otrzymywać sygnały od naszych mieszkańców, że zdarzają się coraz liczniejsze poparzenia wywołane tą rośliną. Postanowiliśmy od razu interweniować. Przyznam, że na początku były to dość chaotyczne działania i głównie skupiały się na jej wycinaniu. Wtedy jeszcze nasza wiedza na temat barszczu była dość ograniczona, więc raczej prowadziliśmy doraźne akcje. W miarę kolejnych miesięcy, sprawa nabierała coraz poważniejszego rozmachu…
– To pewnie oznaczało, że problem był większy niż przypuszczano.
– Niestety, jest w tym dużo racji. W 2013 roku napisaliśmy wniosek do WFOŚiGW, z którego otrzymaliśmy wówczas 55 tys. zł. Tamten projekt zakładał przeprowadzenie inwentaryzacji barszczu Sosnowskiego, aby rozpoznać z jak dużym zagrożeniem mamy do czynienia na terenie naszej gminy. Po dokonaniu inwentaryzacji stwierdzono występowanie tej rośliny na łącznym obszarze 38 ha, czyli naprawdę była to bardzo duża powierzchnia. Poprosiliśmy wówczas naukowców o doradztwo w jaki sposób prowadzić dalsze prace. Podjęliśmy próby testowe na trzech powierzchniach, w każdej stosując inną metodę zwalczania intruza. Okazało się, że najbardziej skuteczną metodą było prowadzenie 4 oprysków miejscowych oraz 3 koszeń w okresie od kwietnia do października każdego roku. Projekt zakładał ochronę bioróżnorodności, zatem ochronę gatunków rodzimych. To było ważne, aby ograniczyć jego ekspansję i dać szansę na rozwój naszym rodzimym gatunkom.
– Widać, że z każdym kolejnym krokiem Wasze działania stawały się coraz bardziej profesjonalne. Ale wiedza to jeszcze nie wszystko. Jak w każdej walce, potrzebne były pieniądze.
– Dokładnie. Mając już zinwentaryzowane występowanie rośliny oraz wybraną metodę jej zwalczania postanowiliśmy złożyć projekt o dofinansowanie ze źródeł Unii Europejskiej. Udało się na cały projekt zdobyć ponad 2,9 mln zł. Oprócz środków na same zabiegi, zakupiliśmy także niezbędny sprzęt. Wyposażyliśmy się w kombinezony, opryskiwacze, kosy, wykaszarki, a nawet drona, który umożliwiał nam wykonywanie dokumentacji fotograficznej z miejsc trudno dostępnych. Ponadto udało nam się pozyskać kolejne środki z Agencji Nieruchomości Rolnych (obecnie KOWR) oraz z Wojewódzkiego Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Dzięki temu, Gmina Kępice praktycznie nie dołożyła złotówki do tego przedsięwzięcia. Projekt rozpoczynaliśmy w 2016 roku, a dofinansowanie przeznaczone było na działania zwalczające barszcz na okres kolejnych pięciu lat.
– Teraz już wystarczyło przystąpić do pracy. Zapewne nie była ona najłatwiejsza?
– Już w pierwszym roku realizacji projektu, okazuje się, że rośliny jest jeszcze więcej niż początkowo zdiagnozowaliśmy. Zaczęliśmy otrzymywać dużo sygnałów od leśników, że zdarzają się połacie barszczu Sosnowskiego nawet w środku lasu. Do tego dochodziło wiele zgłoszeń od mieszkańców. Kiedy ludzie dowiedzieli się jak duże zagrożenie stanowi ta roślina, to zaczęli się przyglądać swoim ogrodom, działkom i polom. Wtedy ta ilość wzrosła nam do 50 ha. To było duże zaskoczenie, ale od razu podejmowaliśmy działania. Realizacją zadania zajmowali się pracownicy Spółdzielni Socjalnej „Razem” i zwykle po otrzymaniu takiego zgłoszenia wysyłaliśmy tam ludzi.
– Skoro sami mieszkańcy zgłaszali występowanie rośliny, to również musieli zdawać sobie sprawę z zagrożenia?
– W tamtym okresie organizowaliśmy dużo spotkań w sołectwach, rozpowszechnialiśmy materiały informacyjne i ulotki. Uczulaliśmy radnych i sołtysów, aby rozmawiali na ten temat z ludźmi. Wiedzieliśmy, że aby osiągnąć skutek, musimy podjąć działania na szeroką skalę. Bez informacji od mieszkańców, nie moglibyśmy działać kompleksowo. Ponadto organizowaliśmy wiele konkursów wśród dzieci i młodzieży. Dlatego przy okazji naszej rozmowy, raz jeszcze dziękuję wszystkim, którzy przez te lata nam pomagali. Wspólnie zrobiliśmy świetną robotę!
– Czyli czas na podsumowania…
– Tak, właściwie właśnie teraz kończą się nasze działania w ramach tego projektu. Łącznie udało nam się usunąć zakładane 35-37 ha tej rośliny. Pozostaje nam jej w granicach ok. 15 ha. Obawiam się, że jeśli w ciągu 2-3 lat nie będziemy kontynuowali tego procesu, to znowu roślina się znacznie odradzać. Dziś wiemy już o niej bardzo dużo. Proszę pamiętać, że jej nasiona potrafią przetrwać kilka lat i niesione z wiatrem, rozwijać się niemal wszędzie. Dzięki naszym zabiegom nastąpiło znaczne ograniczenie jej występowania, a z olbrzymich połaci pozostały co najwyżej kępy.
– A trzeba pamiętać jak negatywne skutki przynosi spotkanie z barszczem.
– Roślina zawiera związki, które parzą skórę, mogą doprowadzić do poważnych problemów z oddychaniem. To groźna roślina dla zdrowia i życia. Barszcz Sosnowskiego sięgał kilku metrów, łodygi czasem dochodziły do 5-6 metrów. Choć na początku byliśmy tym przerażeni, to dziś można powiedzieć, że nam się udało!
– Czy gmina podjęła działania, aby zdobyć kolejne pieniądze na walkę z intruzem na kolejne lata?
– W tym roku pracownicy gminy napisali kolejny projekt na dofinansowanie tych działań na kolejne lata z tzw. „środków norweskich”. Już otrzymaliśmy informację, że wniosek przeszedł pozytywną oceną formalną i mamy olbrzymią nadzieję, że będziemy mieli pieniądze na kolejne pięć lat walki.
– Wielu, szczególnie ludzi młodszych zastanawia się skąd ten intruz wziął się na naszym terenie. Czy znamy historię pojawienia się tej rośliny?
– Na terenie naszej gminy było dużo PGR-ów i to ma bezpośredni związek z występowaniem barszczu. Przypomnijmy, że na początku lat 70-tych, każdy kierownik PGR-u otrzymał nasiona tej rośliny, aby założyć plantację doświadczalną. Roślina miała być przerabiana na paszę dla krów. Kiedy ścinano ją w odpowiednim momencie wzrostu- przed kwitnięciem, nie było większych problemów. Zdarzały się jednak przypadki, że specjalnie hodowano większe rośliny dla uzyskania lepszych efektów wydajności. Wtedy roślina zaczynała już parzyć i odnotowano coraz liczniejsze przypadki poparzeń wymion, języków krów, często powodując ich poważne choroby. Część bydła zwyczajnie padało. Kiedy problem stawał się powszechniejszy, zaprzestano przeróbki na paszę, ale nie rozpoczęto walki z rośliną, która przecież z tak wielkim impetem się rozprzestrzenia. Fakt, że z jednego kwiatostanu może powstać do 40 tysięcy nasion spowodowało wielką ekspansję barszczu Sosnowskiego na terenie naszej gminy. Ze skutkami tamtych zaniedbań, przyszło nam walczyć teraz. Choć to walka trudna, liczę, że za parę lat wyjdziemy z niej w pełni zwycięsko.
Fot. Krzysztof Senger na tle kilkumetrowych łodyg barszczu Sosnowskiego w początkowych latach zwalczania rośliny.
Więcej na
Zapraszamy do zapoznania się z raportami: